D A L L A S S O L O
4 lipca 2006 | Houston, mamy wała | król androidów | krótko z przodu, długo z tyłu
beer-pong, anybody? ◉ you can't hate me, I'm adorable ◉ because fuck you, that's why ◉ keep on dreaming my scandalous life ◉ a little less conversation, a little more action, please ◉ keep calm and drink wine ◉ let's see how intoxicated I can get ◉ let's do it how they do on Discovery Channel ◉ thanks from the mountain ◉ The Universal Pregnancy Law ◉ I like him, he says Okey-Dokey ◉ let's break the first ice-creams ◉ hello, my name is Potato ◉ my dad was killed by ninjas, need money for karate lessons ◉ this is how we do it on the swamp ◉ what is Earth! ◉ so tropicana! ◉ peace, love & food
Dallas przyfrunął tu z lat osiemdziesiątych i nie ma zielonego pojęcia, cóż to takiego to wyczucie stylu dwudziestego pierwszego (a nawet drugiego) wieku. Wychował się w hipisowskiej komunie, chociaż te podobno już dawno nie istniały i zachował swój wieśniaczy akcent człowieka z Texasu. Jego tata był pijany (a pewnie nie tylko pijany), kiedy rejestrował narodziny swojego jedynego syna, więc imię dostało mu się wyjątkowo przypadkowe. Ale Dallas brzmi dobrze - po amerykańsku i blisko jego sercu hipisowskiego kowboja. Sam Dallas nie wie, jakim cudem udało mu się wyjść na ludzi, ale skończył studia z wyróżnieniem i obronił doktorat, tworząc przy okazji zalążek tych cudów, które powstawały później. Na propozycję dołączenia do załogi tego cudownego przybytku, na którym się aktualnie znajdujemy, przyjął głównie dlatego, że naoglądał się w życiu za dużo filmów science-fiction z dwudziestego wieku i przypomniał sobie o dziecięcych marzeniach przejęcia posady po Mistrzu Yoda. Niestety, nie potrafi używać popieprzonej składni. I nie jest zielony, a zapas zielonej farby akurat się na Matce Boskiej skończył. Dlatego też robi to, co potrafi najlepiej - bawi się w mechanika, tworząc przyjemne dla oka, ucha i innych zmysłów bioniczne stworzenia. Jeśli ktokolwiek chce robić z nim interesy, niech przyniesie whiskey i winyle z prehistoryczną muzyką, a Dallas przehandluje nawet własną nerkę. Chyba przydałaby mu się transplantacja wątroby i, w następnej kolejności, przeszczep osobowości, bo inaczej wszystkie androidy tego dziwnego, ograniczonego do międzygwiezdnego pojazdu, świata będą tak samo mendowate jak ich twórca, a to wcale nie wróży najlepiej. Dallas nie przychodzi na czas, zdecydowanie za mało kwestii w ogóle go obchodzi, nie zna umiaru i nie potrafi trzymać języka za zębami. Nie narodził się jeszcze człowiek, który nie chciałby mu czasem przywalić w ten głupi łeb.